To byli pierwsi tacy „pacjenci” pod państwa opieką?
Lek. dent. Marta Szymańska-Pawelec: Tak. Do tej pory zajmowaliśmy się leczeniem zwykłych pacjentów i ich codziennych problemów. Ja ze szczególnym uwzględnieniem dzieci i młodzieży, a mąż – z racji tego, że jest chirurgiem-stomatologiem, zajmował się pacjentami, którzy wymagali leczenia np. implantologicznego, ale też przykładowo uporania się z zatrzymanymi ósemkami.
Skąd więc pomysł, żeby zbadać kilkusetletnie szczątki?
M. Sz-P.: To nie był nagły impuls, a raczej długo nosiliśmy w głowach ten pomysł. Szczątki odkryto prawie 10 lat temu w Gliwicach. Na pierwszych zdjęciach archeologów ze stanowisk widać, że ci ludzie mieli zęby w bardzo dobrym stanie. Czemu wieki temu zawdzięczano tak dobry stan uzębienia? Stwierdziliśmy, że musimy to wiedzieć. Chcieliśmy je zobaczyć i przebadać niemal tak, jak zwykłego, żywego pacjenta.
Lek. dent. Sebastian Pawelec: To byłby pierwszy taki przypadek w kraju, bo choć badanie uzębienia szczątków funkcjonuje w antropologii i medycynie sądowej, to służy do identyfikacji zmarłego, również do określenia chorób, na które cierpiał czy umiejscowienia go w kontekście socjo-ekonomicznym. My chcieliśmy wiedzieć, co setki lat temu wpływało na zdrowie zębów, a co moglibyśmy wykorzystać współcześnie w celach edukacyjnych.
Dzisiaj mamy problem z próchnicą?
M. Sz-P.: Tak i to spory! Szacuje się, że w Polsce próchnica dotyka aż 98% osób. Wg WHO jest to najpowszechniejsze schorzenie jamy ustnej. Na drugim miejscu jest paradontoza i choroby dziąseł, a na trzecim wady zgryzu. Przyczyn nie trzeba szukać daleko, bo to po prostu dieta bogata w cukry proste i unikanie mycia zębów. Dzięki profilaktyce fluorkowej tę skalę udaje się ograniczyć, ale i tak niemal każdy pacjent zgłaszający się dziś do dentysty, również z innych powodów, ma jakiś ubytek wymagający leczenia.
S.P.: Właściwie nic nam nie brakuje, by uniknąć próchnicy: mamy szeroki dostęp do środków higieny jamy ustnej, edukacja w zakresie zdrowia i higieny zaczyna się już w przedszkolu, mamy też publiczną opiekę stomatologiczną i rozwinięty sektor prywatny, mimo to wielu ludzi wciąż nie myje zębów regularnie, ma problem z ograniczeniem słodyczy i do dentysty zgłasza się zbyt późno do dentysty.
Na przykład po 500 latach?
S.P: Tak późno to nie, ale do wizyty skłania nas dopiero ból. Tymczasem, to znak, że próchnica jest już bardzo zaawansowana. Czeka nas wtedy leczenie głębokiej próchnicy lub kanałowe. Niechętnie zgłaszamy się na kontrole profilaktyczne, a jest przecież wiele sygnałów ostrzegawczych, że coś się może dziać złego z zębami: na szkliwie pojawiają się białe plamki sygnalizujące odwapnienie początkujące próchnicę, a dziąsła są obrzmiałe, zaczerwienione i krwawią – to sygnały stanu zapalnego.
M. Sz-P.: Ludzie przed wiekami byli zdani, w większości, sami na siebie. Zwłaszcza z niższych warstw społecznych. Mogli co najwyżej stosować zioła. Funkcjonowali cyrulicy, znachorzy czy inne osoby, które wykonywały drobne „zabiegi chirurgiczne”, jak wyrwanie zęba, chociaż ze współczesną medycyną nie miało to nic wspólnego. Nie znano aseptyki, nie znano środków przeciwbólowych – dopiero w późniejszych latach łykano opium czy laudanum, a namiastkę prawdziwej narkozy – eter – zastosowano dopiero w XIX wieku.
Więc zęby „wampirów” nie były w dobrym stanie?
M. Sz-P.: Badaliśmy specyficzną grupę osób: było to 6 czaszek lub ich części należących do dorosłych kobiet i mężczyzn, jedna z nich należała do tzw. młodego-dorosłego. Wiemy, że były to osoby skazane na śmierć i pochowane w grobach o cechach pochówku antywampirycznego, czyli głowa była oddzielona od ciała, miejsce z dala od kościoła, również poza murami miasta, by, według przesądu, nie mogły powrócić z martwych. Były to też osoby wykluczone ze społeczeństwa np. przestępcy, stąd wnioskujemy, że to najniższa warstwa społeczna, która nie miała dostępu ani do odpowiedniego żywienia, higieny, ani nawet (jakakolwiek by ona nie była) do opieki medycznej.
S. P.: Jak widać na zdjęciach, niektóre z nich miały łuki pełne równych zębów, jednak im bliżej się przyglądaliśmy, tym dokładniejsze mogliśmy wyciągnąć wnioski. Na pewno dokuczały im podobne problemy, co nam teraz, ale w innej skali, były to: próchnica, paradontoza, starcie zębów i hipoplazja szkliwa.
Dokładnie to samo, co współcześnie?
S. P.: Okazuje się, że nie do końca. Po osobie ubogiej, z niższych warstw społecznych, bez dostępu do pełnowartościowego pożywienia i dentysty, można by się było spodziewać, że będzie miała wszystkie zęby zniszczone próchnicą. Tak jednak nie było. Próchnica, jeśli już, to była płytka i obejmowała kilka zębów. Współcześnie wystarczyłyby jedna-dwie wizyty na fotelu dentystycznym i sprawa z głowy. Nasilone natomiast było starcie zębów.
Co jeszcze udało się „wyczytać” z zębów?
M. Sz-P.: Na stan zębów ma wpływ genetyka i, w dużej mierze, czynniki środowiskowe, czyli nasza dieta, nawyki, higiena, choroby, dostęp do opieki medycznej. Widać to w zębach: niewielka ilość próchnicy sugeruje dietę ubogą w cukry proste. Z drugiej strony, nie tylko cukrów w niej brakowało, ale też, prawdopodobnie, wystarczającej ilości witamin. Niedobory żywieniowe zarówno matki, jak i dziecka są jedną z przyczyn zaobserwowanej hipoplazji, również osłabionej odporności i regeneracji tkanek, co wiąże się z paradontozą przy braku higieny. Inną kwestią są np. sposób przygotowania jedzenia. Wiemy, że główny element diety to chleb, ale przecież nie był z idealnej, białej mąki, a zanieczyszczonej, bo mielonej na żarnach i mogło być w niej wszystko łącznie z piachem, kamieniem itd. Do tego wędzone lub suszone, a przez to twarde, produkty, które też były trudne do zgryzienia. W efekcie obserwujemy dość znaczne starcie szkliwa zębów, aż do zębiny. Przeprowadziliśmy badania stomatologiczne, więc na ich podstawie możemy tylko domniemywać, jakie były przyczyny ich problemów, natomiast archeolodzy z Niemiec prowadzili badania składu kamienia nazębnego brytyjskich szczątków sprzed wieków i stwierdzili, że ich dieta to był głównie nabiał, zboża (zwłaszcza owies), groch i rośliny kapustne. Jako, że cukier jeszcze wtedy był niedostępny, to najpowszechniej używano miodu.
S. P.: Nie można wykluczyć też, że w tamtym czasie ludzie mogli zapadać na szkorbut. Kojarzy się głównie z wyprawami morskimi, ale osoby o najniższym statusie społecznym nie mogły liczyć przecież na cytrusy, czy inne owoce bogate w witaminę C, które są raczej sezonowe. Nawet badania z 2009 roku pokazują, że współcześnie w USA około 10-17% osób o najniższych dochodach ma tak niski poziom witaminy C, że grozi to właśnie szkorbutem. Jednymi z jego objawów są przerost dziąseł i wypadanie zębów.
Innym ważnym składnikiem diety dla zdrowia zębów jest oczywiście fluor. Obecnie mamy tak szeroko dostępne preparaty do higieny jamy ustnej z fluorkami, że fluoryzacja wody nie jest konieczna. Ale nie zawsze tak było. Jego właściwości odkryto dopiero na początku XX wieku. Jest to minerał, który naturalnie występuje w wodzie, a jego stężenie zależy od regionu geograficznego. Jego zawartość mogła też mieć wpływ stosunkowo mniejszą ilość próchnicy u gliwickich „pacjentów”. Trudno na podstawie kilku eksponatów wyciągać jednoznaczne wnioski, bo badaliśmy zęby, a one nie były zachowane u wszystkich. W Gliwicach odkryto ich kilkadziesiąt.
Jak badano zęby w gabinecie?
M. Sz-P.: To była pełna ścieżka diagnostyczna dla nowego pacjenta, czyli konsultacja i przegląd w fotelu, laserowe badanie w kierunku próchnicy, diagnostyka obrazowa, czyli tomografia komputerowa i pobranie cyfrowych skanów 3D. Każdy z „pacjentów” miał oczywiście założoną kartę pacjenta z oznaczonymi problemami „do wyleczenia”.
Nie mogliśmy ocenić jednak wszystkich aspektów zdrowia zębów, bo mieliśmy tylko kości, a przecież to jeszcze mięśnie, ścięgna i chrząstki tworzą np. stawy skroniowo żuchwowe, które odpowiadają po części za właściwy zgryz. W tych szczątkach, które były kompletne, czyli mieliśmy szczękę i żuchwę, oceniliśmy go jako prawidłowy, fachowo – eugnatyczny. Najważniejszym z elementów, który musi obejmować taki przegląd, jest też wywiad z pacjentem, bo dostarcza niezbędnych informacji o jego stanie zdrowia. Tu – zastąpiony był doniesieniami archeologów i wiedzą historyczną.
Jakie w takim razie mają państwo rady dla współczesnych pacjentów, którzy chcą uniknąć problemów z zębami?
M. Sz-P.: Nasze wnioski pokrywają się z tym, co już kiedyś ustalono – mniejsza ilość cukru, to mniejsze ryzyko próchnicy. Dlatego starajmy się unikać słodyczy, ale też ukrytego cukru np. w napojach gazowanych czy popularnych teraz izotonikach oraz napojach energetycznych. Cukry proste znajdziemy również w owocach i sokach owocowych. Rada? Myjmy zęby pastą z fluorem, która podnosi odporność zębów na kwasową erozję szkliwa.
S. P.: Samo mycie zębów też jest niezwykle istotne, bo dzięki niemu neutralizujemy kwasowe pH w ustach, usuwamy płytkę nazębną, resztki jedzenia i szkodliwe bakterie. Coraz więcej też wiemy o mikroflorze jamy ustnej i bakteriach, które powodują paradontozę, ale co gorsza – narażają nas na choroby układu krążenia, układu nerwowego czy nerek. Nie zwlekajmy więc ze zmianą nawyków i wizytą u dentysty, bo w zasadzie z większością tych problemów, które mieli ludzie w średniowieczu – dzisiaj możemy sobie bez trudu poradzić.
Lek. dent. Marta Szymańska-Pawelec i lek. dent. Sebastian Pawelec pracują na co dzień w katowickim Dentim Clinic Medicover.